Pięćdziesiąt dwa lata temu, w nocy 9 czerwca 1972 roku, przez centrum Rapid City w Dakocie Południowej przetoczyła się ogromna fala powodziowa. Do rana powódź zabiła co najmniej 238 osób i spowodowała straty materialne szacowane na 100 milionów dolarów. Katastrofa ta w szczególny sposób dotknęła tubylczych Amerykanów, którzy stanowili mniejszość w mieście.
Powódź uświadomiła, jak istotna jest sprawiedliwość środowiskowa, która dotyczy równego dostępu do zasobów i ochrony przed zagrożeniami dla wszystkich, niezależnie od rasy czy statusu społecznego. Jej długofalowe skutki społeczne sięgają protestów przeciwko budowie niebezpiecznych rurociągów naftowych w Standing Rock i tubylczego ruchu Land Back zabiegającego o odzyskiwanie i ochronę tubylczych ziem, wód i zasobów naturalnych.
Nierówności w Rapid City
W wyniku powodzi najbardziej ucierpieli tubylczy Amerykanie. Choć stanowili zaledwie 5–7% mieszkańców Rapid City, to aż 20–25% ofiar śmiertelnych. Główną przyczyną tej nierówności były dekady dyskryminacji mieszkaniowej i zatrudnienia. W latach 70. rdzenni mieszkańcy byli zmuszani do życia w najniebezpieczniejszych częściach miasta, w tym na terenach zalewowych rzeki Rapid Creek.
Cecelia Hernandez Montgomery, kobieta z plemienia Oglala Lakota, wspominała, jak odmówiono jej wynajęcia domu tylko dlatego, że była tubylczą Amerykanką. Podobne doświadczenia miał Tim Giago, lakocki dziennikarz, który został odrzucony przy rekrutacji do pracy, bo pochodził z rezerwatu Pine Ridge.
Dyskryminacja sprawiła, że rdzenni Amerykanie żyli na terenach narażonych na powodzie, a po katastrofie mieli trudności z odzyskaniem stabilności. Większość pomocy skierowano do właścicieli domów, którzy byli głównie biali, podczas gdy wielu tubylczych Amerykanów było najemcami. Utrudniało to im dostęp do wsparcia finansowego i zamiany tymczasowych schronisk na stałe mieszkania.
Narodziny aktywizmu
W latach po powodzi, Rapid City stało się miejscem intensywnych działań aktywistów tubylczych Amerykanów. Ruchy takie jak American Indian Movement (AIM) oraz Women of All Red Nations (WARN) organizowały protesty, zwracając uwagę na niesprawiedliwość społeczną ujawnioną przez powódź. Współpraca „ponad podziałami” z białymi ekologami i ranczerami w latach 80. pomogła tubylczym działaczom Black Hills Alliance zablokować plany wydobycia uranu w okolicach Black Hills.
Choć za początek ruchu na rzecz sprawiedliwości środowiskowej uznaje się często protesty w Karolinie Północnej w 1982 roku, to powódź w Rapid City już wcześniej zainspirowała podobne działania. W latach 70. i 80. mieszkańcy oraz aktywiści zaczęli dostrzegać, że skutki katastrof naturalnych nie zawsze są „naturalne”. Decyzje ludzi, w tym dyskryminacja, mogą sprawić, że niektóre społeczności są bardziej narażone na zagrożenia.
Wnioski na przyszłość
Powódź w Rapid City pokazuje, jak ważne jest, aby pomoc po katastrofach była sprawiedliwa i skierowana do najbardziej potrzebujących. W czasach zmian klimatycznych, kiedy klęski żywiołowe będą coraz częstsze, społeczności zmarginalizowane — jak tubylczy Amerykanie w Rapid City — mogą ponosić największe straty. Aby temu zapobiec, konieczne są działania planistyczne i środki ochronne ze szczególnym uwzględnieniem tych społeczności.
Przykładem takich działań jest utworzenie nowego urzędu ds. sprawiedliwości środowiskowej w USA w 2022 roku. Kolejne powodzie i inne kataklizmy środowiskowe zapewne nie pozwolą spać spokojnie ani tym zagrożonym katastrofami, ani tym od których mogą zależeć losy całych grup społecznych w czasach coraz gwałtowniejszych zmian w środowisku i klimacie. Dlatego walka z niesprawiedliwością środowiskową wymaga szeroko zakrojonych, systemowych działań, które będą korygować błędy przeszłości i zapobiegać ich powtarzaniu w przyszłości.
Marek Nowocień
W artykule wykorzystałem m.in. tekst Stephena R. Hausmanna „A largely forgotten flood ignited the environmental justice movement” z The Washington Post z 2 czerwca 2022 r.
zdjęcie: The Rapid City Journal