Szósty Festiwal Made in Native America organizowany w Poznaniu na przełomie listopada i grudnia 2024 r. toczył się wokół współczesnej literatury tubylczej. Główną „bohaterką” Festiwalu, zarówno podczas spotkania w Bibliotece Raczyńskich, jak i Debaty Młodych w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej i Centrum Animacji Kultury, była Opowiadaczkaz Puebla Laguna (ang. Storyteller) Leslie Marmon Silko wydana w polskim tłumaczeniu Ewy Dżurak przez Wydawnictwo Tipi.

Zaprosiliśmy Gości spotkania dyskutujących w Bibliotece o spisanie swoich refleksji dotyczących tej książki.

Zapraszamy do lektury unikatowych refleksji Ewy Stańskiej, Marka Maciołka i Marka Nowocienia, będących nie tylko opowieścią o książce, ale także niesamowicie osobistym zapisem emocji, jakie tej lekturze towarzyszyły.

 

****

 

OPOWIADACZKA I JA. KILKA REFLEKSJI PO LEKTURZE KSIĄŻKI

Po pierwsze zaintrygował mnie tytuł dzieła Leslie Marmon Silko: Opowiadaczka z Puebla Laguna. Opowiadaczka – co to takiego? Kto to taki? Nigdy przedtem nie widziałam takiego słowa po polsku. Znaczenie angielskiego tytułu Storyteller wyjaśnił przypis tłumaczki, Ewy Dżurak: Storyteller i storytelling – te podstawowe dla autorki terminy nie mają odpowiednika w języku polskim. Z  wielu określeń (np. bajarz, opowiadacz, gawędziarz, bard, narrator etc.) wybieram „opowiadaczka”, bo – moim zdaniem – najlepiej oddaje bogate w znaczenia określenie storyteller. Oznacza kogoś, kto przechowuje pamięć o lokalnej historii i geografii, zna dogłębnie tradycję i współczesne wydarzenia; kto jest gadułą, plotkarzem i mędrcem w jednej osobie; kto w każdej sytuacji potrafi przytoczyć opowieść bądź anegdotę, śmieszną historyjkę lub świętą historię, mit albo bajkę, przestrogę, (…) wspomnienie, (…); kto dzięki opowiadaniom wzmacnia i buduje wspólnotę społeczności (…) 1. Słowem, opowiadaczka to funkcja! Ważna społecznie i rodzinnie.

Macie takie osoby w rodzinie?

Wyjaśnień w przypisach Ewy Dżurak jest sporo i niewątpliwie przybliżają one rzeczywistość, w której żyje Leslie Marmon Silko i jej rodacy Pueblo Laguna. Bo poza wartością literacką, Opowiadaczka przybliża życie, historie, mity,  doświadczenia z przeszłości jej rodziny i narodu. Autorka wciela się w rolę tytułowej opowiadaczki, jej twórczość to kontynuacja  przekazów ustnych charakterystycznych nie tylko dla Pueblo Laguna, ale obecnych w tradycji innych rdzennych narodów Ameryki Północnej.

Książka łączy cztery formy ekspresji: poezję, opowiadania z dzieciństwa Autorki, mity bądź opowiadania z historii plemienia, zdjęcia dokumentujące życie rodziny i plemienia robione przez ojca Leslie zmarłego w 2021 r. Fotografie dokumentujące codzienność i opowieści próbują uratować to, co odchodzi w przeszłość. A zdjęcia są w większości takie, jak lubię – naturalne. Nikt tu się nie ustawia do aparatu „prawym profilem”, bo tak najlepiej wychodzi. No, może poza zdjęciem trzech sióstr Marmon ubranych (przebranych?) do zdjęcia w tradycyjne suknie Pueblo Laguna, pożyczonych od rodziny. Bo na co dzień nikt już takich nie nosi.

Co przychodzi Ci do głowy, gdy czytasz, że książka zawiera opowiadania z historii plemienia? Bitwy, powstania, traktaty, wielcy wodzowie? Tak nam podpowiada stereotypowe myślenie ukształtowane przez lekturę dostępnych po polsku książek „o Indianach”. A tu napotykasz na przykład opowiadanie o tym, jak pewien facet Laguna zemścił się „prywatnie” na mężczyznach Hopi, którzy nagminnie podrywali jego rodaczki. Wmówił im, że może uzdrowić pewną chorą staruszkę Hopijkę poprzez „rytuał” obmacywania nóg młodych dziewcząt z jej plemienia.  Nikogo nie uzdrowił, ale jakże się cieszył z tego swoistego odwetu!

Albo opowiadania z dzieciństwa –  np. historia o tym, jak młoda dziewczyna, siedząc w wychodku, kłóciła się przez ścianę z pięcioma chłopakami, którzy w końcu zrzucili ten przybytek ze wzgórza, na którym stał, z nią w środku, w efekcie czego została nieźle poturbowana i ranna w głowę. Wniosek końcowy był taki, że … mogła się mocniej trzymać tej dziury w środku. A pretekstem do tego opowiadania był fakt założenia we wsi kanalizacji, stopniowa likwidacja „wychodków”, które kiedyś umożliwiały ludziom pobyt w samotności na odludziu, ale i takie „bolesne” rozwiązywanie konfliktów. Zaskakujący wpływ zmian technologicznych na relacje międzyludzkie!

Wiele jest opowiadań o zdradach małżeńskich, ale nie towarzyszą im umoralniające komentarze, nie ma rozważań o grzechu. Jest opowieść – kto, kiedy, dlaczego. Jedna z takich opowieści zatytułowana jest „Sztuka opowiadania”. Można by pomyśleć, że jest to instrukcja, jak prowadzić narrację, jak dobrze pisać lub przemawiać publicznie. W tym wypadku – nie. W tym wypadku jest to instrukcja jak opowiedzieć o własnej zdradzie, przyznać się do winy, ale tak, żeby mąż nie przeprowadził się z powrotem do domu matki.

A wyglądało to mniej więcej tak:

Zdarzyło się to dawno temu, jej mąż ruszył przed świtem na polowanie, a ona zaraz wstała i poszła po wodę (…). Czekał na nią tego ranka wśród modrzewi i wierzb nad rzeką. Człowiek Bizon (…).

– Lepiej, żebyś miała cholernie dobre wytłumaczenie – powiedział jej mąż – gdzie byłaś przez ostatnie dziesięć miesięcy i skąd się wzięły te bliźnięta.

To był ten Nawaho z Alamo, (…) ten wysoki i przystojny. Powiedział, że mnie zabije, jeśli z nim nie pójdę. A potem tak strasznie lało i drogi tonęły w błocie. To dlatego powrót do domu zajął mi tyle czasu.

Mój mąż odszedł po usłyszeniu tej historii i przeniósł się z powrotem do matki. To moja wina i nie mam do niego żalu. Powinnam była lepiej opowiedzieć tę historię.2

Uwielbiam takie opowieści, dużo w nich codzienności, zachowań ludzkich, relacji wewnątrzplemiennych, sposobu życia na co dzień i od święta. I rozwiązywania problemów rodzinnych i plemiennych, również przy pomocy zwierząt. Bo tu ludzie rozmawiają ze zwierzętami, drzewami, skałami, a także planetami. Przypuszczam, że ich świat jest więc sto razy ciekawszy i pełniejszy  od naszego. Założę się również, że nikt tu nie cierpi na depresję i samotność mając wkoło tylu kompanów do rozmowy. Podziwiam też lekkość języka i proste, nie-przefilozofowane wnioski.

Ale jest jeszcze jedna historia, której co prawda nie przeczytamy na kartach Opowiadaczki, ale którą Leslie Marmon Silko opowiedziała tłumaczce Ewie Dżurak podczas jej wizyty u siebie w maju 2023 r. Okazało się, że syn Autorki ma na imię Casimir, podobnie jak jego dziadek, na którego mówią w skrócie Caz. A imię to noszą po pradziadku Kazimierzu Siłko, który uciekł do Stanów Zjednoczonych przed poborem do wojska z zaboru rosyjskiego!

Po lekturze Opowiadaczki zadałam sobie pytanie – co pozostanie po mnie, co będą o rodzinie wiedziały moje wnuczki, czy zapamiętają nasze historie rodzinne opowiadane (ale niezapisane!) przy rodzinnym stole? Czy nie warto zrobić tego, co zrobiła Leslie – spisać, zebrać zdjęcia, może nagrać historie, które znam tylko ja? Pulitzera nie dostanę, ale nic mi po nim, a i nośnik (np. pendrive) może za parę lat być archaiczny i nieużywalny (tak jak kasety video czy dyskietki). Czyli pozostaje stary, niezawodny papier, równie niezawodna pamięć lub skorzystanie z pamięci starszyzny rodzinnej, czas i chęć. Nie zaniedbujmy tego, póki jest kogo zapytać, póki czas…

 

Ewa Stańska

Przypisy:

  1. Leslie M.Silko, Opowiadaczka z Puebla Laguna, Wydawnictwo Tipi, Wielichowo 2024, str.9
  2. cit., str.111-113

****

 

MAM OPOWIEŚĆ

Mogło to być ze czterdzieści lat temu. Lubiliśmy z mamą chodzić do lasu, bez konkretnego celu, tylko żeby pobyć wśród drzew, posłuchać ciszy albo szumu wiatru. W miejscu, gdzie szeroki rów melioracyjny skręca w głąb lasu, rosły dorodne świerki. Któregoś dnia zimą zobaczyłem pod nimi szyszki. Nie pamiętam, co zwróciło moją uwagę: idealny kształt, wielkość? Dwie zabrałem ze sobą.

W domu w cieple szyszki się otworzyły i wypadły nasiona. Wiosną wrzuciłem je do ziemi i na drugi rok wystrzeliła masa igiełek. Poczekaliśmy jeszcze 2-3 lata i wtedy mama zrobiła rozsadę. Sadzonki wciąż były maleńkie. Miałem ich ponad dwieście (potem połowę rozdałem). Gdy po kilku latach wyrosły na wysokość 10-15 cm, obsadziłem nimi cały ogród wokół płotów, co metr, choć wtedy wydawało mi się, że to za szeroko. Przez kilka lat moje drzewka stały praktycznie w miejscu. Dopiero potem zaczęły się rozrastać, stykać gałęziami. Przyciąłem czubki, bo tak mi znajomi poradzili i choć dzięki temu świerki ładnie się zagęściły, nie tak jak w lesie, to już więcej nie chciałem tego robić. Uznałem to za okaleczanie, próbę zapanowania nad naturą. Słowem: głupota.

Z czasem drzewa mocno się rozrosły. Przez to mam trochę ciemnawo w domu, ale też latem nieco chłodniej.

Choć teraz mam las za oknem, to nie przestałem chodzić do tego właściwego. Z dziesięć lat temu zauważyłem, że świerki, z których pochodziły moje szyszki, usychają, zaatakowane przez szkodniki. Potem je wycięto i zmienił się cały krajobraz. Niedawno uzmysłowiłem sobie, że przecież te drzewa żyją dalej – ich geny przetrwały w moim ogrodzie.

Tę opowieść można ciągnąć dalej, rozbudowywać o szereg wątków pobocznych, wspominając ludzi i różne zdarzenia. Opowieść nie ma ani początku, ani końca, ona trwa ciągle, w dowolnym momencie mogę ją podjąć na nowo.

Opowieści nie są tylko wspomnieniami, nostalgią za czasami, które minęły. Owszem, wychodzą od jakiegoś zdarzenia w przeszłości, ale trwają przez lata, aż zostaną przywołane, i znowu są żywe, dzieją się od nowa, a wszyscy uczestnicy, każdy z osobna, odkrywają sobie tylko znane pokłady wrażliwości. Rodzi się poczucie przynależności, wspólnoty, że razem czegoś doświadczyli, co – może całkiem bezwiednie – określiło całe ich dalsze życie.

Poczucie przynależności jest tym ważniejsze, im mniej liczna jest wspólnota. Mieszkańcy Puebla Laguna, świat przedstawiony w dziele Leslie Marmon Silko Opowiadaczka z Puebla Laguna, doskonale zdają sobie sprawę, że aby przetrwać, muszą trzymać się razem. Muszą mieć fundament, na którym mogą budować swoją tożsamość. Owym fundamentem są oczywiście opowieści, które odwołują się zarówno do mitycznych podań, jak i do wydarzeń współczesnych, ale wszystkie one – i to jest najważniejsze – wyraźnie określają miejsce, w którym się dzieją. Obok wspólnoty między ludźmi równie ważna, a może i ważniejsza, jest wspólnota z ziemią, z okolicą, z krajobrazem. Własne miejsce na ziemi daje poczucie bezpieczeństwa, przywiązania, ale rodzi też odpowiedzialność za tę część świata, aby pozostawić go w równowadze.

Opowiadaczka jest wnikliwym wglądem w tubylczą filozofię życia. Jakże odległą od judeochrześcijańskiego paradygmatu: „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Tubylcy nie wynoszą się ponad stworzenie, są jego częścią; nie walczą z naturą, ale z nią współpracują. Dostrzegają powinowactwo ze wszystkimi istotami ożywionymi i nieożywionymi. W świecie Laguna skały czy chmury na niebie również mają swoją opowieść.

Kwintesencją tubylczego myślenia o świecie i miejscu człowieka jest doskonały wiersz „Wspinaczka na Wężową Górę”, w którym podmiot liryczny (alter ego Silko) prowadzi grupę wędrowców. Ta góra jest jej dobrze znana, podciągając się „wyczuwa ciało góry”, jednoczy się z nią, staje się całością, zaczyna patrzeć z jej perspektywy. I dalej:

 

Gdzieś tu w pobliżu

śpi w słońcu na swym kamieniu

żółto nakrapiany wąż.

 

Proszę,

mówię im,

uważajcie,

nie nadepnijcie na żółto nakrapianego węża,

on tu mieszka.

Ta góra należy do niego.

 

W dziele stworzenia wszystko ma swoje miejsce, wszystko jest w równowadze. Uciekając, odgradzając się od natury, człowiek nieuchronnie pozbawia się tej równowagi, do której będzie potem tęsknił przez całe życie, choć nie zawsze to sobie uświadamiając. Będzie odczuwał tę tęsknotę, wpatrując się w płomień żywego ognia, wystawiając twarz na wiatr rozwiewający włosy, wsłuchując się w ciszę głębokiego lasu (choćby tylko odwiedzanego przy okazji grzybobrania).

Okazuje się, że przekaz dzieła Leslie Marmon Silko, że tubylcza filozofia są dzisiaj jeszcze ważniejsze niż 50 lat temu, gdy powstawała Opowiadaczka z Puebla Laguna. Choć wielu w to nie wierzy, doświadczamy zmian klimatycznych, której nieuchronności i skutków wciąż nie umiemy przyjąć do wiadomości. Postawa władców stworzenia, tych od podporządkowywania sobie ziemi, doprowadziła do rozregulowania prawideł świata przyrody, do którego należymy, czy tego chcemy, czy nie. Cokolwiek czynimy ziemi – sobie czynimy, głosi inne hasło tubylczej filozofii. Tylko porzucenie egocentrycznej perspektywy, uświadomienie sobie, że wszystkie przejawy świata naturalnego mają prawo do istnienia, że człowiek nie jest najważniejszy – pozwoli zachować życie na Ziemi.

Z pomocą mogą przyjść opowieści łączące przejawy świata naturalnego (góry, lasy, rzeki, chmury) z perypetiami ludzi. Jakże tubylcze w swej istocie jest nadanie rzekom czy lasom osobowości prawnej w celu ich skuteczniejszej ochrony. Pamięć o wspólnym pochodzeniu i wynikającej z tego współodpowiedzialności jest dobrym punktem wyjścia.

Wyglądam przez okno i widzę zielone świerki. Ptaki przeskakują z gałązki na gałązkę, szukając pożywienia. Inne drapią w poszyciu z igliwia. Jeszcze inne piją wodę małymi łyczkami. Zadomowiły się u mnie. Teraz to są ich drzewa.

 

Marek Maciołek

****

 

OPOWIADACZKA – TRWAŁY DAR OPOWIEŚCI

 

Opowieść jest darem – zwykle pięknym, ale ulotnym. Zbiór opowieści pięknych, mądrych, przemyślanych i utrwalonych pojawia się jeszcze rzadziej. Opowiadaczka Leslie Marmon Silko powstała w 1981 roku, ale także u progu drugiej ćwiartki XXI wieku zdecydowanie broni się jako lektura intrygująca i wartościowa. To, że jest wciąż czytana, analizowana i recenzowana świadczy, że jest ważnym dziełem tubylczej kultury i światowej literatury. Jej przesłanie pozostaje uniwersalne i aktualne, zwłaszcza w kontekście współczesnych dyskusji o tożsamości, relacjach międzykulturowych i związkach człowieka z naturą. Książka, która splata osobiste narracje z wątkami charakterystycznymi dla tubylczych ludów Południowego Zachodu USA, czyni ją bogatym źródłem refleksji nad podobnymi problemami, z którymi mierzą się różne społeczności na całym świecie. To dość powodów, dla których warto sięgnąć po jej nowy polski przekład. A każdego może przecież zafascynować inna opowieść.

Unikalna struktura i forma

Opowiadaczka to nie tylko zbiór opowiadań, ale też mieszanka poezji, esejów i fragmentów autobiograficznych. Silko łączy różne formy narracji, tworząc tekst przypominający ustne tradycje opowiadania historii. Nie jest jednak zwykłym przeniesieniem ustnych historii na papier, ani hermetycznym zbiorem opowieści zrozumiałych jedynie dla wtajemniczonych. Co ciekawe – autorka, której zdarzało się wytykać innym twórcom ujawnianie poufnych elementów tubylczej duchowości i obrzędowości, sama nie ustrzegła się podobnej krytyki.

W dobrych opowieściach ważne są nie tylko słowa. Rodzinne fotografie – jakże inne, niż stylizowane, pozbawione wszelkich akcentów współczesnych zdjęcia Edwarda Curtisa – ukazują zarówno krajobrazy ważne dla opowieści, jak i ludzi, którzy opowieści te tworzyli i odtwarzali. Choć więcej na nich starych samochodów, niż koni, to trudno odmówić im „indiańskości”, autentyczności i ducha czasów, w których powstały. Ta wielowymiarowość, choć nie tak unikatowa dziś, jak w czasach pierwszego amerykańskiego wydania książki, może zaciekawiać i inspirować, przekonująco udowadniając, że literatura może być też czymś więcej niż linearną opowieścią, przekazem chwili, przemijającą refleksją autorki. A wrażliwi, dociekliwi czytelnicy odkryją, że twórczo przekształcone przez Silko opowieści ludów Pueblo mogą nie tracić na wartości niezależnie od miejsca i czasu lektury.

Osadzenie w tradycji tubylczych Amerykanów

Silko, autorka o wieloetnicznym (euroamerykańskim, meksykańskim i indiańskim) pochodzeniu, wychowana – co także symboliczne – na peryferiach społeczności Pueblo Laguna, w swoich tekstach ożywia dawne mity, wierzenia i praktyki indiańskich przodków. Może to być szczególnie wartościowe dla czytelników w Polsce, gdzie współczesna literatura tubylczych ludów Ameryki Północnej jest mało znana i musi konkurować z utrwalającymi stereotypy powieściami dla młodzieży czy powierzchowną zazwyczaj literaturą podróżniczą. Dzieło Silko oferuje unikatowe spojrzenie na świat, w którego centrum pozostaje co prawda niewielkie pueblo gdzieś na Południowym Zachodzie Ameryki, ale które może poszerzyć horyzonty, inspirować do refleksji nad zmianami cywilizacyjnymi, zachęcać do zgłębiania przeszłości i współczesności tubylczych ludów Ameryki lub dziedzictwa własnych kultur.

Jednym z kluczowych utworów, który powinien zainteresować osoby poszukujące lektur osadzonych w tradycjach tubylczych Amerykanów, jest opowiadanie „Żółta Kobieta”. W tej historii Silko nawiązuje do tradycyjnej postaci z folkloru Laguna Pueblo — Żółtej Kobiety, która symbolizuje siłę kobiecej natury, relację z ziemią i zdolność do przełamywania granic między światem duchowym i fizycznym. Główna bohaterka, współczesna kobieta, nawiązuje relację z tajemniczym mężczyzną, co prowadzi ją do refleksji nad jej własną tożsamością i związkiem z tradycją. Przeszłość ożywa, a życie staje się kolejną odsłoną dawnych mitów.

Silko nie tylko opowiada starą legendę, ale umieszcza ją w kontekście współczesności, pokazując, jak tradycyjne historie mogą być aktualne i użyteczne w zrozumieniu problemów naszych czasów. Bohaterka może być postrzegana jako ucieleśnienie harmonii między człowiekiem i środowiskiem. Choć żyje w nowoczesnym świecie, odnajduje w sobie odwieczne archetypy, które są głęboko zakorzenione w kulturze jej przodków. Silko ukazuje zatem naturę nie jako tło, ale jako integralną część życia i tożsamości człowieka.

Cała historia podkreśla płynność wielu światów – duchowego, osobistego i społecznego. Silko oddaje przy tym mocny głos kobietom, łącząc ich doświadczenia z uniwersalnymi motywami tradycji, tożsamości i seksualnosci. Może to być szczególnie inspirujące dla czytelników i czytelniczek zainteresowanych rolą kobiet w kulturach tubylczych Ameryki. „Żółta Kobieta” jest też doskonałym przykładem tego, jak Silko łączy dawne tradycje z nowoczesnością, czyniąc Opowiadaczkę książką cenną dla osób chcących zrozumieć i docenić bogactwo rdzennych kultur Ameryki na przykładzie ludu Pueblo.

Uniwersalne tematy

Silko porusza kwestie, które mają znaczenie niezależnie od miejsca i czasu: pamięć, relacje międzyludzkie, tożsamość, zmiany środowiskowe, czy wpływ kolonializmu na kultury ludów tubylczych. Tematy te można uznać za szczególnie istotne we współczesnej Europie, gdzie różnorodność kulturowa, historia europejskiego kolonializmu, ryzyka globalizacji i problemy migracyjne pozostają przedmiotem aktualnej debaty. Jednym z kluczowych motywów książki, który może być interesujący także dla współczesnych Polaków i Europejczyków, jest związek między pamięcią zbiorową i miejscem, które zamieszkujemy i dzielimy z innymi.

Wspomniana już opowieść o Żółtej Kobiecie splata się w książce z codziennym życiem i przemyśleniami autorki, które dotyczą zarówno jej własnej skomplikowanej tożsamości, jak i relacji z otaczającym ją środowiskiem. Ta historia jest głęboko zakorzeniona w kulturze ludu Pueblo Laguna, ale jest też historią bardzo osobistą. Jednocześnie jej przesłanie dotyczące związku między ludźmi i ich krajobrazem może rezonować w każdym „świętym miejscu” ważnym dla nas – zanurzających się w światach z kolejnych opowieści.

W kontekście europejskim opowiadanie o Żółtej Kobiecie może być odczytane także jako przypomnienie o potrzebie pielęgnowania lokalnych tradycji, historii i relacji z ziemią. W obliczu globalizacji, migracji oraz urbanizacji wielu Europejczyków doświadcza poczucia oderwania od swoich korzeni. Silko sugeruje, że ponowne połączenie z własnymi historiami i krajobrazem przodków może pomóc w odbudowaniu tożsamości, co jest szczególnie istotne w regionach, w których przeszłość bywa zapominana, bagatelizowana lub kontestowana.

Ponadto, obecne w „Żółtej Kobiecie” wątki ekologiczne mogą być inspiracją dla europejskich społeczności mierzących się z kryzysami środowiskowymi. Podkreślając duchowy związek z naturą, Silko zachęca do innego spojrzenia na relację człowieka z ziemią, co może wspierać bardziej zrównoważone podejście do ochrony środowiska – kwestii kluczowej również w poszukującej ekologicznych inspiracji Europie. Od „Opowiadacza” – otwierającej tom kryminalnej historii z decydującej o życiu i śmierci dalekiej Północy po fragment listu autorki o zdziwieniu tym, jak jeden deszcz – lub jego brak – mogą odmienić odwieczny wydawałoby się pustynny krajobraz – otrzymujemy kolejne dary do samodzielnego przemyślenia. Silko oferuje więc coś więcej niż tylko zestaw historii rolnikach Pueblo – świadomie tworzy uniwersalne przesłanie, które współczesny polski i europejski czytelnik może odnieść do lokalnych wyzwań i poszukiwań.

Ekologiczne przesłanie

Jednym z centralnych wątków książki jest głęboka więź ludzi z naturą. W czasach kryzysu klimatycznego i wyzwań ekologicznych Silko przypomina o harmonii i szacunku, jakie powinny towarzyszyć relacjom człowieka ze światem naturalnym, a także o duchowych wartościach, które można odnajdywać w kontekście dużo szerszym, niż to ma miejsce w naszym kręgu kulturowym. Dla europejskich czytelników, często poszukujących inspiracji do bardziej zrównoważonego stylu życia, lektura Opowiadaczki może być odkrywcza także pod tym względem.

Szczególnie wyróżniającym się motywem wspierającym budowanie w nas świadomości ekologicznej jest przenikająca książkę głęboka relacja między ludźmi i ziemią. Wątek ten odnajdziemy m.in. w opowiadaniu zatytułowanym „Kołysanka”, w którym Silko ukazuje, jak ziemia i natura stanowią integralną część życia bohaterów, odzwierciedlając ich osobowość i duchowość. Główna bohaterka Ayah doświadcza w nim straty i cierpienia w wyniku działań kolonialnych instytucji, w tym konieczności oddania dzieci do szkoły z internatem. Jednak to jej relacja z otaczającym krajobrazem, szczególnie z ziemią i niebem, daje jej ukojenie i poczucie ciągłości. Końcowa scena, w której Ayah śpiewa kołysankę pod gwiazdami, ukazuje, jak natura pomaga bohaterce znaleźć spokój i łączność z przeszłością.

Ta narracja wyraźnie podkreśla, że ziemia i krajobraz to nie tylko tło, ale żywa siła, która kształtuje ludzkie życie. W kontekście współczesnej świadomości ekologicznej „Kołysanka” może być odczytana jako przypomnienie o świętości przyrody i o tym, jak jej ochrona może być nierozerwalnie związana z ochroną tożsamości kulturowej. Dla czytelników szukających inspiracji w budowaniu głębszego związku z naturą, Opowiadaczka oferuje wątki, które podkreślają nie tylko potrzebę zrównoważonego podejścia do środowiska, ale również jego duchowy wymiar, jako źródła siły i uzdrowienia.

Inspiracja dla polskich czytelników

Polscy czytelnicy, którzy interesują się kulturami tubylczych Amerykanów (nie tylko w ramach Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian), mogą odnaleźć w książce inspiracje do głębszego poznawania mniej znanych tubylczych ludów Ameryki i kontynuowania zaproponowanego przez Silko dialogu międzykulturowego. Jednocześnie forma Opowiadaczki zachęca do poszukiwań własnych opowieści i korzeni, co może być trudne, ale tym bardziej odkrywcze w sytuacji, gdy nasze własne europejskie tradycje bywają zaniedbane i niedoceniane.

Podsumowując, Opowiadaczka Leslie Marmon Silko to wielowymarowe dzieło, które oferuje coś więcej niż zwykłą literacką przyjemność. Jest to pomost między kulturami, a zarazem przypomnienie o wartości i uzdrawiającej mocy opowiadania jako sposobu poznawania siebie i świata. Poruszane w niej wątki są istotne nie tylko w świecie tubylczym, ale rezonują ze współczesnymi problemami, z którymi borykają się i dziś różne społeczności. Dla czytelników w Polsce to unikalna okazja, by spojrzeć na literaturę i życie okiem i piórem  wykształconej Amerykanki o wieloetnicznych korzeniach, dla której najistotniejszym elementem okazuje się tubylcze pochodzenie i wychowanie w społeczności Pueblo Laguna. Skoro tradycyjne historie pomagają autorce i jej bliskim w radzeniu sobie z osobistymi i zbiorowymi trudnościami, być może – umiejętnie odczytane – mogą pomóc i nam.

Dostajemy od Leslie Marmon Silko, jej wrażliwej Tłumaczki i doświadczonego Wydawcy cenny dar – spróbujmy z niego skorzystać jak najpełniej, z otwartością i wdzięcznością, na jaki moim zdaniem zasługuje.

 

Marek Nowocień

 

 

6. Festiwal Made in Native America został dofinansowany ze środków Miasta Poznania #poznańwspiera